Witam serdecznie w nowym segmencie na moim blogu, który nazwałam "Na żywo"! Tak, wiem. Bardzo kreatywnie - ha ha ha. Na nic lepszego mnie aktualnie nie stać, a tytuł spełnia swoje zadanie, więc nie ma co marudzić.
Z racji tego, że jestem raczej "koncertową osobą", jeśli można to tak nazwać (bo bardzo często chodzę na koncerty, duhh), wydaje mi się, że ten segment na moim blogu akurat może będzie miał więcej niż jeden post. Życzcie mi szczęścia! To tyle jeśli chodzi o krótki wstęp, przejdźmy zatem do konkretów.
Miałam okazję pojawić się na trzech(!) koncertach Dawida Podsiadło, które odbyły się na początku grudnia w Poznaniu. Są to występy promujące płytę "Małomiasteczkowy", z trasą o tej samej nazwie. Tak tylko na marginesie, trasa składała się z 13 koncertów w siedmiu miastach Polski i została w całości WYPRZEDANA. Ta informacja powinna mówić sama za siebie, ale ja jeszcze dorzucę troszkę moich odczuć.
Nie miałam w planach pojawić się na występach Dawida, nie wiem dlaczego w sumie. Wiedziałam o trasie, wiedziałam o tym, że przyjedzie nawet do Poznania, ale nie miałam takiego "parcia" na to, żeby w tych wydarzeniach uczestniczyć. Ojej, jakbym żałowała!
Zaczynając od tego co pierwsze rzuca się w oczy po wejściu na halę, czyli scena. Nie była ona ani zbyt duża ani zbyt mała - tak wiem, niewiele to mówi. Chodzi o to, że porównując Dawida do gwiazd światowego formatu, scena wydawałaby się mała. Natomiast kiedy myślimy tylko o polskim rynku muzycznym, scena robiła naprawdę ogromne wrażenie. Telebimy, światła i inne tego typu bajery, robiły kawał naprawdę dobrej roboty. Przede wszystkim - były dobrze dopasowane do granych utworów. Opadające kurtyny, które sprawiały wrażenie, że Podsiadło znajdował się w swoim małym, prywatnym świecie, były miłym zaskoczeniem i bezapelacyjnym "bajerem" na koncercie. Podsumowując jednym zdaniem, opakowanie całego koncertu tworzyło niepowtarzalny klimat, który podkreślał błysk gwiazdy jaką jest Dawid Podsiadło.
Jeśli chodzi o oprawę muzyczną, bo to jest kluczowy aspekt występów na żywo, zwycięzca X-Factora po prostu miażdżył. Kolokwialnie mówiąc - miażdżył wokalnie. Nie wiem czy jestem w stanie opisać to słowami, ale się postaram. Aranżacje niektórych utworów były tak zmienione, że zaskakiwały całą publiczność. Moim osobistym faworytem była piosenka "Pastempomat", którą niekoniecznie wielbię w wersji studyjnej, jednakże na koncertach była jedną z najlepszych piosenek w mojej opinii. Szybsze tempo i "dyskotekowa" oprawa naprawdę zachęcała do dobrej zabawy. Kontrastem tego było na przykład "Nie kłami" z elementami od "Project 19", podczas których Dawid grał na pianinie. Samo pianino tak hipnotyzowało, że w hali panowała niemal idealna cisza. Oczywiście nie mogło zabraknąć ogromnych przebojów takich jak "Trójkąty i kwadraty" (w dwóch wersjach!), "No", "Nie ma fal", "W dobrą stronę" czy tytułowe "Małomiasteczkowy". Nie mogę także nie wspomnieć o wykonaniu piosenki "Nieznajomy", której od czasu koncertów, słucham codziennie po kilka razy. Coś pięknego. Oprawa wokalna koncertu 11/10!
Sama gwiazda wieczoru oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zagadywała publiczności w swój wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju sposób. Rozmowy o serniku, spadających sufitach (R.I.P. Arena Poznań) i innych pierdołach to wisienka na torcie jeśli chodzi o show Dawida Podsiadło. Jego pogawędki z publicznością stanowiły miły przerywnik między śpiewanymi piosenkami.
Podsumowując: jeśli macie okazję iść na koncert Dawida Podsiadło, nawet się nie zastanawiajcie! To był mój pierwszy raz, kiedy miałam okazję usłyszeć go na żywo, ale na pewno nie będzie to ostatni! Polecam każdemu kto lubi koncerty, wybrać się na ten, jednego z najlepszych polskich wykonawców naszych czasów. Nie pożałujecie!
Jeśli chcecie zobaczyć urywki niektórych piosenek z owych koncertów, zapraszam na swojego instargama, gdzie opublikowałam takowy post.
Dziękuję za przeczytanie i do następnego! Buziaki!