poniedziałek, 10 grudnia 2018

Na żywo - Dawid Podsiadło

     Witam serdecznie w nowym segmencie na moim blogu, który nazwałam "Na żywo"! Tak, wiem. Bardzo kreatywnie - ha ha ha. Na nic lepszego mnie aktualnie nie stać, a tytuł spełnia swoje zadanie, więc nie ma co marudzić. 

    Z racji tego, że jestem raczej "koncertową osobą", jeśli można to tak nazwać (bo bardzo często chodzę na koncerty, duhh), wydaje mi się, że ten segment na moim blogu akurat może będzie miał więcej niż jeden post. Życzcie mi szczęścia! To tyle jeśli chodzi o krótki wstęp, przejdźmy zatem do konkretów.

     Miałam okazję pojawić się na trzech(!) koncertach Dawida Podsiadło, które odbyły się na początku grudnia w Poznaniu. Są to występy promujące płytę "Małomiasteczkowy", z trasą o tej samej nazwie. Tak tylko na marginesie, trasa składała się z 13 koncertów w siedmiu miastach Polski i została w całości WYPRZEDANA. Ta informacja powinna mówić sama za siebie, ale ja jeszcze dorzucę troszkę moich odczuć. 

     Nie miałam w planach pojawić się na występach Dawida, nie wiem dlaczego w sumie. Wiedziałam o trasie, wiedziałam o tym, że przyjedzie nawet do Poznania, ale nie miałam takiego "parcia" na to, żeby w tych wydarzeniach uczestniczyć. Ojej, jakbym żałowała! 

     Zaczynając od tego co pierwsze rzuca się w oczy po wejściu na halę, czyli scena. Nie była ona ani zbyt duża ani zbyt mała - tak wiem, niewiele to mówi. Chodzi o to, że porównując Dawida do gwiazd światowego formatu, scena wydawałaby się mała. Natomiast kiedy myślimy tylko o polskim rynku muzycznym, scena robiła naprawdę ogromne wrażenie. Telebimy, światła i inne tego typu bajery, robiły kawał naprawdę dobrej roboty. Przede wszystkim - były dobrze dopasowane do granych utworów. Opadające kurtyny, które sprawiały wrażenie, że Podsiadło znajdował się w swoim  małym, prywatnym świecie, były miłym zaskoczeniem i bezapelacyjnym "bajerem" na koncercie. Podsumowując jednym zdaniem, opakowanie całego koncertu tworzyło niepowtarzalny klimat, który podkreślał błysk gwiazdy jaką jest Dawid Podsiadło. 

     Jeśli chodzi o oprawę muzyczną, bo to jest kluczowy aspekt występów na żywo, zwycięzca X-Factora po prostu miażdżył. Kolokwialnie mówiąc - miażdżył wokalnie. Nie wiem czy jestem w stanie opisać to słowami, ale się postaram. Aranżacje niektórych utworów były tak zmienione, że zaskakiwały całą publiczność. Moim osobistym faworytem była piosenka "Pastempomat", którą niekoniecznie wielbię w wersji studyjnej, jednakże na koncertach była jedną z najlepszych piosenek w mojej opinii. Szybsze tempo i "dyskotekowa" oprawa naprawdę zachęcała do dobrej zabawy. Kontrastem tego było na przykład "Nie kłami" z elementami od "Project 19", podczas których Dawid grał na pianinie. Samo pianino tak hipnotyzowało, że w hali panowała niemal idealna cisza. Oczywiście nie mogło zabraknąć ogromnych przebojów takich jak "Trójkąty i kwadraty" (w dwóch wersjach!), "No", "Nie ma fal", "W dobrą stronę" czy tytułowe "Małomiasteczkowy". Nie mogę także nie wspomnieć o wykonaniu piosenki "Nieznajomy", której od czasu koncertów, słucham codziennie po kilka razy. Coś pięknego. Oprawa wokalna koncertu 11/10!

     Sama gwiazda wieczoru oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zagadywała publiczności w swój wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju sposób. Rozmowy o serniku, spadających sufitach (R.I.P. Arena Poznań) i innych pierdołach to wisienka na torcie jeśli chodzi o show Dawida Podsiadło. Jego pogawędki z publicznością stanowiły miły przerywnik między śpiewanymi piosenkami. 

     Podsumowując: jeśli macie okazję iść na koncert Dawida Podsiadło, nawet się nie zastanawiajcie! To był mój pierwszy raz, kiedy miałam okazję usłyszeć go na żywo, ale na pewno nie będzie to ostatni! Polecam każdemu kto lubi koncerty, wybrać się na ten, jednego z najlepszych polskich wykonawców naszych czasów. Nie pożałujecie! 

Jeśli chcecie zobaczyć urywki niektórych piosenek z owych koncertów, zapraszam na swojego instargama, gdzie opublikowałam takowy post. 

     Dziękuję za przeczytanie i do następnego! Buziaki!



poniedziałek, 3 września 2018

Hello September!

     Zaczął się wrzesień. A co to oznacza? Powrót do szkoły? W moim przypadku - jeszcze nie. Studenci pozdrawiają - miesiąc wakacji jeszcze przede mną. Ale czy na pewno?

     Wrzesień, dla mnie osobiście był miesiącem, kiedy "zaczynałam na nowo". Coś podobnego do stycznia, gdy spisuję sobie swoje noworoczne postanowienia, których i tak nigdy nie potrafię dotrzymać. Wrzesień jest dla mnie właśnie takim miesiącem. Dlaczego? Jeśli mam być szczera, to nie wiem. Zazwyczaj, był to czas gdy zaczynałam szkołę (lub w ciągu ostatnich czterech lat, zaczynałam poprawki), kończyły się wakacje i wracało się do systematycznej pracy - jakakolwiek by ona nie była, czy to nauka, praca nad wyglądem czy samopoczuciem. 

     I właśnie na tym chcę się skupić w dzisiejszym poście. Jak można zauważyć, mój blog nie żył przez ostatni rok. W sumie to nadal nie żyje. Nie zależy mi na milionowych wyświetleniach czy czymś takim, ale chodzi mi o wyrażenie w słowach tego co czuję i wyrzucenie tego z siebie. Robię kolejne podejście jeśli chodzi o publikowanie postów i chciałabym tym razem udowodnić sobie że potrafię. Mam kilka postów roboczych, niektóre skończone, niektóre nie, na tematy, które są mi bliskie i na które mam własną opinię. Nie wiem czy mi się uda, czy znowu nie skończy się po jednym czy dwóch postach, ale spróbować nie zaszkodzi. 

     Posty tutaj to jeden z wielu celów, które postanowiłam sobie założyć na ten miesiąc - i nie tylko na ten. Wrzesień to moment w roku, w którym zazwyczaj dostaję kopa w tyłek, czasem na dłużej, czasem na krócej - dlaczego? nie wiem. Wiem tylko, że przez ostatnie trzy dni pracowałam nad sobą, swoim zdrowiem, samopoczuciem. W tym miesiącu czeka mnie jeszcze między innymi pisanie pracy magisterskiej. Nie jest to coś, co przychodzi mi z łatwością, ale muszę z tym walczyć. Co więcej, nie udało mi się przygotować mojego summer body na mijające właśnie lato 2018, ale to nie oznacza, że nie uda mi się na następne, prawda? Jest to kolejny mój cel na najbliższy czas - zadbać o siebie. I nie chodzi mi tu tylko o sam aspekt fizyczny, ale również i psychiczny. Walczę u siebie o lepsze samopoczucie, o zdrowe odżywianie, o skupienie i spokój umysłu. Tak, wiem jak to brzmi, ale naprawdę - staram się. 

     Wrzesień zaczęłam dobrze - planuję, żeby tak też go skończyć. Oczywiście nie jest łatwo, ale nic w życiu nie przychodzi z łatwością. Chwile słabości dotykają mnie niezmiernie często, ale takie są początki. Jak na przykład dziś - gdy postanowiłam sobie zrobić detox organizmu, i najzwyczajniej w świecie mam ochotę zjeść coś niekoniecznie zdrowego. Ale walczę o swoją silną wolę.

     Mam nadzieję, że dam radę. 


     September, please be good to me!